W nocy z 25 na 26 października Polacy przestawią zegarki z godziny 3 na 2, zyskując dodatkową godzinę snu. Choć dla większości to tylko drobna zmiana, dla organizmu to całe małe trzęsienie ziemi. Neurobiolożka Patrycja Ściślewska z Uniwersytetu Warszawskiego przekonuje, że z punktu widzenia biologii lepiej byłoby w ogóle nie przestawiać czasu – a jeśli już, to na stałe pozostać przy zimowym.
Co dzieje się w mózgu, gdy zmieniamy czas
Ściślewska wyjaśnia, że za dostosowanie rytmu do światła odpowiada jądro nadskrzyżowaniowe – nasz główny zegar biologiczny. Odbiera ono sygnały z oczu i przekazuje je dalej, synchronizując inne „zegary” w ciele, np. w wątrobie czy żołądku. Po zmianie czasu ten system traci spójność – mózg przestawia się szybko, ale reszta narządów potrzebuje kilku dni, by złapać nowy rytm. Stąd poranne rozdrażnienie, senność i problemy z koncentracją. To efekt biologicznego jet lagu, którego trudno uniknąć, gdy manipulujemy czasem.
Dlaczego czas zimowy jest zdrowszy
Choć większość Polaków w unijnych konsultacjach opowiedziała się za utrzymaniem czasu letniego, neurobiolożka przekonuje, że czas zimowy lepiej odzwierciedla naturalny rytm światła i ciemności. Stały czas letni sprawiłby, że zimą wstawalibyśmy w mroku, co zaburzałoby działanie zegara biologicznego i pogłębiało zmęczenie. Organizm człowieka potrzebuje sygnału z zewnątrz – wschodu słońca – by uruchomić procesy czuwania.
Światło jako lekarstwo na jesienny chaos
Aby złagodzić skutki zmiany czasu, Ściślewska radzi zacząć dzień od kontaktu ze światłem dziennym. Nawet krótki spacer lub otwarcie okna pomaga zsynchronizować rytm dobowy, bo poranne światło – bogate w niebieskie spektrum – działa jak naturalny budzik dla mózgu. Wystarczy więc kilka minut w jasnym otoczeniu, by organizm wiedział, że nadszedł dzień. Biologia lubi prostotę – zwłaszcza wtedy, gdy słucha własnego zegara, a nie tego, który tyka na ścianie.